Śmierć 39-letniego anestezjologa z wałbrzyskiego szpitala jest od kilku dni jednym z najgorętszych tematów w regionie wałbrzyskim. Niektóre lokalne portale informacyjne, już kilka chwil po tej tragedii, sugerowały, że lekarz zmarł z przepracowania. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, anestezjolog w miesiącu, w którym zmarł pracował ze średnią ilością nieco ponad 10-ciu godzin na dobę. W okresie od 1 sierpnia do 22 sierpnia, czyli przez 23 dni, lekarz przepracował nieco ponad 235 godzin. Czy jest to ilość, która przyczyniła się do śmierci medyka – bada właśnie wałbrzyska prokuratura. Według niepotwierdzonych informacji, w szpitalu coraz głośniej mówi się o zaginięciu dziesiątek opakowań leków opioidowych, w tym fentanylu- silnego, narkotycznego leku przeciwbólowego. Jak potwierdzają nam szpitalne źródła, które zastrzegają sobie anonimowość, w szpitalu od dłuższego czasu obserwowano proceder ginięcia leków psychoaktywnych. Oczywiście miejsca magazynowania czy przechowywania leków nie są ogólnodostępne i jedynie personel medyczny ma do nich dostęp, co znacznie zawęża grono ewentualnych podejrzanych. Leki te znajdowały się również na oddziale, na którym pracował zmarły anestezjolog.
Wałbrzyska prokuratura zleciła badania toksykologiczne krwi zmarłego lekarza, które mają ustalić przyczynę zgonu.
Personel szpitala niechętnie mówi o ginących na oddziałach lekach uzależniających, ponieważ większość obawia się odpowiedzialności w związku z faktem, że przez długi okres nikt, łącznie z odwołaną już dyrektor Mariolą Dudziak, nie zgłosił tego faktu do prokuratury. O zaistniałej sytuacji próbowaliśmy porozmawiać z obecną dyrektor szpitala Adrianą Tomusiak, ale kategorycznie odmówiła nam komentarza w tej sprawie.
Czy śmierć młodego, wałbrzyskiego lekarza będzie przełomem w tajemniczej sprawie znikających leków uzależniających ze szpitala? Na to pytanie odpowie nam najbliższa przyszłość oraz prokuratura.