Już po raz trzeci tekst dyktanda napisała lubiana świdnicka polonistka, nauczyciel II LO – Mariola Mackiewicz. Na świdniczan czekało więc sporo ortograficznych trudności. Ostatecznie jednak udało się wyłonić najlepszych. I miejsce zajęła Danuta Gil, drugie miejsce przypadło Bożenie Kloc. Wiesław Sucholas zajął natomiast trzecie miejsce. Wręczono również nagrodę dla najmłodszego uczestnika dyktanda ufundowaną przez prezydenta miasta. Otrzymała je Zuzanna Czernicka.
Już po raz trzeci o Puchar Starosty walczyli też urzędnicy. W tym roku niepokonana okazała się Grażyna Puknel z Nadleśnictwa Świdnica. Połowa pucharu (z identyczną ilością błędów w dyktandzie) należy się też prezydent Świdnicy, której praca na jej własne życzenie została sprawdzona ponownie.
Poniżej tegoroczny txt dyktanda, oceń swoje umiejętności
Muzeów czar…
Muzea dla jednych są śmiertelnie nudne, ponure, zakurzone i kojarzą się z szuraniem kapci oraz z napisem : ” Nie dotykać eksponatów”. Inni zachwycają się i wręcz zachłystują ekspozycjami, wernisażami, chłonąc chciwie i bez zahamowań wiedzę zawartą w murach muzealnych. Wśród moich znajomych znalazła się grupka wielbicieli tychże szacownych przybytków.
Hubert żarliwie i bez zażenowania przekonywał mnie, że Muzeum Bursztynu w Gdańsku, umiejscowione przy Targu Węglowym, to istny cud Pomorza. Widział w nim bowiem precjoza nie z tego świata, gustowną biżuterię, wysublimowane abażury, ciężkie od ozdób żyrandole i płaskorzeźby wykonane przez rzemieślników z miodowo-rudego jantaru. Jego niekłamany zachwyt wzbudził nade wszystko eksponat będący exemplum inkluzji zwierzęcej, bowiem w bryłce bursztynu bałtyckiego zatopiła się miniaturowa ,ale już zmumifikowana, jaszczurka. Innym obiektem,który, bez mała , rzucił go na kolana, był trójkomorowy sekretarzyk,rodem z końca osiemnastego stulecia. Ten użytkowy sprzęt został żmudnie wyrzeźbiony miniaturowym dłutem w drewnie hebanu, mahoniu i w żywicy.
Z kolei entuzjastka minerałów,Hortensja,operowała ze swadą nazwami kamieni prezentowanych w dolnośląskim Muzeum Mineralogicznym w Szklarskiej Porębie.Brzmiały magicznie i były wśród nich : jasnobłękitne akwamaryny,rzadkiej urody awenturyny,niebieskawe lazuryty, biało-szare chalcedony i prawie chromowe chryzolity wydobywane w latynoamerykańskim Chile.Srebrzyste i lustrzane hematyty oraz żyłkowane jak marmur howlity z grupy krzemianów były obiektem jej pożądania.Zaś z fioletowych kunzytów i zielonych malachitów zamówiła sobie bez wahania oryginalną bransoletę.
Natomiast bogobojny Bożydar wzdychał co i rusz nad próżnością tej białogłowy i chełpił się przemyślaną ,godną dojrzałego mężczyzny ,wizytą w Muzeum Archidiecezjalnym na Wawelu.Tam przestudiował arcysumiennie stroje liturgiczne.Toteż jednym tchem wymieniał uszyte i wyhaftowane kunsztownie humerały,komże,sutanny,stuły,infuły,piuski,paliusze i mucety .Nie uszedł jego uwadze puryfikaterz, czyli ozdobny ręcznik używany przez duchownych.
W nadwiślańskim Krakowie była też żądna i niesyta wrażeń Żaneta. Ją nade wszystko urzekła kultura judaistyczna,więc nowo utworzone i zachwalane przez przewodników Muzeum Galicja było głównym punktem na mapie jej turystycznej wędrówki.Stworzyła nawet kompendium terminów, by laikom przybliżyć pojęcia, którymi ona prawie żonglowała.Objaśniła nam rzetelnie i rzeczowo,że kirkut to cmentarz żydowski,a cheder jest rodzajem szkoły elementarnej.Chazanem zwie się kantora w synagodze.Czulent oznacza potrawę wyznawców Jahwe i jest to rodzaj gulaszu,do którego dodaje się ciecierzycę. Tak zwane mezuzy umieszczano przy bramach żydowskich domostw, by żydzi mogli wyznawać swą wiarę.
Po wymianie idei oraz niepochopnych opinii umówiliśmy się na Noc Muzeów w Muzeum Dawnego Kupiectwa w grodzie nad Bystrzycą, bo okazuje się, że oglądanie zbiorów muzealnych to pożyteczne i ze wszech miar kształcące hobby.