Zapowiadając najnowszy spektakl teatru Binominis, pisze Pan – będzie protestem na politykę, działania oraz butę, jakie prowadzi obecny prezydent miasta Świdnica Beata Moskal – Słaniewska wobec ludzi dobrej woli. Czy może Pan wyjaśnić, skąd tak ostre słowa?
– Odpowiadając na pytania. „ostre słowa”, jak i protest poprzez sztukę skierowany przeciwko obecnemu prezydentowi miasta Świdnica spowodowany jest tym, że pani Beata Moskal – Słaniewska, z całą przykrością przychodzi mi to mówić, jednak dewastuje kulturę w mieście. Weźmy na przykład chociażby Festiwal Reżyserii Filmowej, na który przybywali między innymi moi przyjaciele z Krakowa, Warszawy czy Sopotu, tylko po to, aby uczestniczyć w tym wspaniałym wydarzeniu. Od objęcia przez Beatę Moskal-Słaniewską stanowiska prezydenta Świdnicy przestało się dziać. Organizując kino plenerowe czy zapraszając Narodowy Teatr Stary z Krakowa ze spektaklem za 100 tysięcy złotych, tylko po to, aby odwdzięczyć się panu Juliuszowi Chrząstowskiemu za poparcie kandydatury w wyborach, niestety pani prezydent nie zaspokoi potrzeb mieszkańców w kwestii dostępu do kultury. Cenzurowanie tekstów czy blokowanie korzystania ze sceny Świdnickiego Ośrodka Kultury tylko przez to, że koleżanka nie znajdzie się już na plakacie jako patron honorowy świadczy o „niedorzecznej dorzeczności” pani Moskal-Słaniewskiej.
Chciałbym przypomnieć, że podczas kampanii wyborczej pani prezydent deklarowała i mówiła „Świdnicki Ośrodek Kultury będzie promować młodych artystów”. Ja dzisiaj zadaje sobie pytanie, gdzie jest ta promocja? Gdzie jest tworzenie warunków do tworzenia na scenie świdnickiej? Nie ma i nie będzie? Czy muszę być „przyjacielem” prezydenta, aby móc coś zrobić? Najwyraźniej muszę być. Kolejną kwestią jest m.in. to, że tutaj na moim przykładzie usiłuję spotkać się z panią prezydent od grudnia 2014 roku, aby porozmawiać, nawiązać dialog pt. „władza – artysta”, niestety zawsze kończy się to tym, że albo umawiam się na konkretny dzień i godzinę, a po przybyciu do kancelarii prezydent Świdnicy dostaję informacje, że jej nie ma, a sekretarki zapomniały o tym poinformować, bądź, że oddzwonią. Trzeba zadać sobie pytanie, o co chodzi w tej całej układance? Czy Urząd Miejski jest firmą, do której nie można się dostać, a prezydent jest „szefem” tej firmy? Czy jednak jest to instytucja publiczna, a władze są dla obywateli, czy są po to, aby ich słuchać i rozmawiać? W Świdnicy w to wątpię. Przez co czuję się lekceważony przez obecną władzę, jak i uważam, że nie szanuje ona obywateli. Kolejny punkt to łamanie prawa przez prezydenta miasta. Chodzi tutaj o łamanie przepisów Kodeksu Postępowania Administracyjnego, tj. art. 35,36, w związku z czym złożyłem skargę do Rady Miejskiej, która będzie rozpatrzona na najbliższej sesji.
Trzeba powiedzieć STOP! My tego nie tolerujemy, nie chcemy takiej władzy, która przynosi złe imię Świdnicy, jak i tylko niszczy dorobek kulturalny, który wypracowany był przez kilka dobrych lat, stąd będziemy, będę protestować i mówić głośno o tym wszystkim. Jeśli będzie trzeba to również spotkam się z prezydentem w WSA.
Nie podaje Pan miejsca, w którym wystawi Pan sztukę? Obawia się Pan czegoś?
– Istnieją tak naprawdę dwa powody, dla których nie podajemy miejsca premiery spektaklu. Pierwszy to taki, iż obawiamy się prób bojkotu, jak i również blokowania spektaklu ze strony prezydenta miasta, jak i jej „przyjaciół”, jak to było już w przypadku próby realizacji spektaklu „liście spadają #spadają” w maju 2015 roku. Drugą kwestią jest to, że jeśli pogoda 4 września dopisze, spektakl zostanie wystawiony w przestrzeni miejskie,j czyli będzie to spektakl plenerowy.
Pana zdaniem – polityka powinna mieć wpływ na kulturę?
– Moim skromnym zdaniem polityka nie powinna nawet wchodzić na scenę teatralną, jeśli mowa tutaj o teatrze. Z doświadczenia przy realizacji ostatnich spektakli w Świdnicy mogłem jasno zauważyć, do czego tak naprawdę dla „władzy” wspieranie inicjatyw społecznych i kultury służy. Tak naprawdę tylko do promocji swojej osoby, bo jak dobrze pamiętam poseł Świło zawsze powtarzała „Wybory się zbliżają, to mi pomożecie, ja wam załatwię scenę, a wy mi pomożecie przy kampanii” (od red. Michał Machowski był przez krótki czas asystentem społecznym poseł Teresy Świło). Za każdym razem, kiedy spektakl się kończył, jako pierwsza, nawet kiedy nie była proszona, wchodziła na scenę i zabierała niechciany głos. Miejsce na politykę jest możliwe jedynie w Sejmie, Senacie, Urzędzie etc. Ale nie w miejscu, gdzie panować powinna wolność bezpośrednia, jaką jest sztuka.
Uważa Pan, że wykorzystując kulturę, można obnażyć pewne układy i je eliminować?
– Oczywiście, że kultura może to robić i potrafi. Weźmy na przykład Williama Szekspira, który swoimi spektaklami w Londynie wszczynał bunt przeciwko władzy, tyranii caratu, niewoli ojczyzny etc. Uważam, że największą moc ma język, słowa które najbardziej trafiają do człowieka. Wystarczy mówić prawdę i nie udawać, że wszystko jest w porządku.
Czy uważa Pan, że w Świdnicy panuje układ?
– Zgadza się, uważam że w Świdnicy panuje układ. „Ja Tobie pomogłam w wyborach, to teraz napijmy się kawy i zrobisz dla mnie to i to”. Prostym przykładem jest relacja prezydent Beaty Moskal–Słaniewskiej z poseł Teresą Świło. Na każdej imprezie organizowanej przez miasto czy nawet nie przez miasto, gdzie tylko pojawia się Moskal–Słaniewska, tam i obok stoi poseł Świło. Kiedy jeszcze współpracowałem z poseł Teresą Świło, dobrze pamiętam te sytuacje, kiedy to np. w Świdnicy grała monodram Krystyna Janda, której bilety załatwiało się na pstryk, bo chciała się wybrać, kiedy to spędzała miłe przedpołudnia na kawce u prezydenta miasta czy innych imprezach, a jeśli trzeba było coś załatwić, wyciągała telefon i dzwoniła do „Beatki”. Ja chciałbym przypomnieć, że władza należy do obywateli, a nie do Beaty Moskal-Słaniewskiej czy poseł Teresy Świło. Ja dobrze wiem, że po publikacji tych moich słów za chwilę będzie fala komentarzy, które będą miały na celu zdyskredytować moją osobę, ale ja się tym nie przejmuję. Wiem, co widziałem, wiem jak jest i nie mam zamiaru się bać ujawniać prawdę. Świdnica jest również moją mniejszą Ojczyzną, jak cała Polska, a przypomnę, że w Konstytucji jasno jest napisane, że „obowiązkiem obywatela Polskiego jest obrona Ojczyzny”. Interpretować to można na wiele sposobów. Ja chcę bronić ludzi dobrej woli, ludzi którzy chcą coś zrobić w tym mieście, a niestety ciągle rzuca się im kłody pod nogi. Może wkrótce się to zmieni, jak ruszy akcja „referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Świdnicy”. Mam nadzieję, że to dojdzie do skutku.
O co Pan chce zawalczyć „swoją” sztuką?
– Na wstępie odpowiem, że to nie jest moja sztuka, a jednego z najwybitniejszych dramaturgów w Europie – Jolanty Janiczak „Joanna; szalona królowa”. Chcę walczyć o szacunek do nas, do młodych ludzi, którzy chcą coś zrobić, którzy nie chcą stać w miejscu, a działać, rozwijać się. Walczymy o szacunek, o którym obecna władza miasta zapomniała, zachowują się jakby to wszystko się im należało po prostu.
Sztuka opisuje los Joanny, królowej kastylijskiej, która spędziła pięćdziesiąt lat w twierdzy Tordesillas, odcięta od świata zewnętrznego, a przede wszystkim od swej korony, która była przedmiotem walki pomiędzy jej ojcem Ferdynandem Katolickim, jej mężem Filipem Pięknym, i synem Karolem V. W moim przekonaniu, sztuka może jedynie stawiać pytania, wydobywać problemy.
Chcemy pokazać tym spektaklem, że blokowanie i obrażanie nas nie spowoduje, że zrezygnujemy z tego, co kochamy. Nie zrezygnujemy z Teatru, bo to część nas, a kiedy Teatr jest atakowany, to tak jakbyśmy my byli atakowani.
Dziękuję za rozmowę
Dominik Prus