O sprawie pisaliśmy już wiele razy. 22 stycznia tego roku minęły dwa lata od śmierci Patrycji Zakrzewskiej. Zdaniem matki, Agnieszki Zakrzewskiej winni są temu lekarze, którzy nie zareagowali właściwie. Tego dnia dziewczynka już obudziła się z gorączką. Matka udała się z nią do przychodni, tam dziewczynce zaaplikowano leki. Niestety, gorączka nie spadała. Matka zdecydowała się więc zadzwonić na pogotowie. – Przyjechało po prawie 40 minutach. Lekarz nie zbadał Pysi jak należy. Nie rozpoznał sepsy – opowiada matka dziewczynki. Kiedy po kolejnych minutach i podanych lekach sytuacja się nie polepszała matka zdecydowała się pojechać do szpitala. Tam lekarze rozpoznali sepsę. Miała ona piorunujący przebieg. – Być może gdyby lekarze szybko rozpoznali chorobę, udałoby się Pysię uratować – zastanawia się Agnieszka Zakrzewska. Sprawa trafiła do prokuratury, matka nie miała bowiem wątpliwości, że śmierci Pysi winna jest opieszałość lekarza.
Prokuratura długo badała sprawę i ostatecznie w sierpniu po zapoznaniu się z opinią biegłych lekarzy z Warszawy sprawę umorzyła. – Opinia dotyczyła trzech aspektów. Czy lekarz w przychodni zdrowia działał prawidłowo, czy prawidłowo zadziałał dyspozytor pogotowia kierując do mieszkania chorej lekarza oraz czy lekarz prawidłowo zachował się nie podejmując decyzji o wysłaniu dziecka do szpitala. Biegli jasno wyjaśnili, iż w żadnym z tych przypadków nie doszło do błędu – wyjaśnia prokurator Marek Rusin. – Być może jednak i mówi o tym opinia, gdyby dziecko trafiło do szpitala śmierci udałoby się uniknąć. To pozostanie jednak kwestią jedynie teoretyczną. Decyzja prokuratury została przez rodzinę Zakrzewskich zaskarżona. W ciągu najbliższych tygodni zażalenie rozpozna sąd.